Programy pomocowe oferowane przez rząd dla polskich przedsiębiorców miały na celu ich wsparcie w czasie, w którym cała gospodarka praktycznie z dnia na dzień stanęła. Dzięki szybkim transferom środków rządowych wiele firm było w stanie na bieżąco opłacać zobowiązania wynikające z zawartych przed pandemią umów oraz finansować aktualnie prowadzoną działalność. Tarcza finansowa oraz tarcza antykryzysowa powstrzymały zatem widmo zwolnień i upadłości firm objętych pomocą, jednak – jak oceniają ekonomiści Euler Hermes – kryzys dopiero przed nami.
Według ekonomistów recesja spowodowana COVID-19 rozpocznie się wtedy, gdy skończą się pieniądze z rządowych programów pomocowych. Pierwsze, duże oznaki kryzysu będą widoczne w III kwartale 2020r. Obecna sytuacja wpłynie także na zmiany nawyków konsumentów, którzy będą wybierać produkty tańsze i zaczną bardziej ostrożnie podchodzić do zakupów.
– Prawdziwy kryzys wywołany pandemią pokaże się dopiero, kiedy skończą się pieniądze ze wszystkich tarcz. Te transfery gotówkowe, które firmy dostały i wciąż dostają, to są co prawda duże pieniądze, ale one służyły głównie temu, aby przedsiębiorstwa przetrwały w momencie, kiedy gospodarka stała w miejscu i w wielu branżach w ogóle nie było sprzedaży – przekonuje Tomasz Starus, członek zarządu Euler Hermes odpowiedzialny za ocenę ryzyka.
Odmrażanie niewiele pomaga
Luzowanie obostrzeń i odmrażanie gospodarki kraju powoduje, że firmy liczą na powrót do normalności sprzed pandemii. Okazuje się jednak, że wiele branż notuje spadki obrotów o 30-50%. Oznacza to, że gdy skończą im się środki z programów pomocowych, będą musiały radzić sobie samodzielnie. To zaś przy wysokich kosztach działalności i jednoczesnych spadkach przychodów spowoduje, że wiele z nich nie przetrwa kolejnych miesięcy.
Czytaj także: Ruszyły bezzwrotne dotacje na kapitał obrotowy. Na co możemy przeznaczyć pieniądze?
– Wiele firm będzie musiało odpowiedzieć sobie na pytanie, czy mają siłę i moc finansową, żeby dalej działać. To będzie taki moment, kiedy gospodarka powie: „sprawdzam!”. Pewnie w okolicach III kwartału możemy spodziewać się wynikającej z tego lawiny upadłości firm. Zresztą pierwsze obserwujemy już w tej chwili. Wiele przedsiębiorstw, w szczególności nastawionych na działalność, która wciąż jest zamrożona, jak np. turystyka czy wynajem apartamentów, już upada – mówi Tomasz Starus.
Najbardziej narażonymi na upadłość firmami są te z branży hotelarskiej, gastronomicznej i eventowej (HoReCa).To one bowiem najbardziej ucierpiały na lockdownie spowodowanym pandemią. Co gorsza kryzys dotknie także firmy z nimi współpracujące (dostawcy, podwykonawcy oraz powiązane podsektory).
– Takie wydarzenia jak koncert czy kongres obsługuje wiele firm. To jest duża operacja logistyczna, na którą składa się m.in. ochrona, catering, dźwiękowcy, oświetleniowcy. Wszyscy ci ludzie w tej chwili nie mają pracy. W wakacje pewnie również nic wielkiego się nie zadzieje. Owszem, wszyscy spędzimy urlopy w kraju, bo granice są zamknięte i nie wyjedziemy na zagraniczne wakacje, ale to też oznacza, że nie przyjadą do nas turyści z zagranicy, którzy wydają w Polsce dużo większe pieniądze niż my sami – mówi Tomasz Starus.
Transport i FMCG bez taryfy ulgowej
Nadchodzący kryzys dotknie także branżę transportową, w szczególności transport międzynarodowy. W przypadku FMCG i branży spożywczej obostrzenia związane z pandemią spowodowały nagły wzrost sprzedaży, jednak – jak informują eksperci – euforia zakupowa trwała tylko do Wielkanocy, po której zaobserwowano znaczne spadki. To zaś odkryło problemy branży, takie jak niską marżowość i opóźnienia w spłacie należności.
– Styczeń i luty to był czas, kiedy w płatnościach i przeterminowaniach niewiele się działo, był porównywalny z zeszłym rokiem. W marcu zauważyliśmy już pierwsze sygnały pogorszenia w branży spożywczej i AGD. Tutaj średni udział długów trudnych, czyli przeterminowanych ponad 120 dni, wzrósł z 2 do ponad 4 proc., czyli ponad dwukrotnie. To niemało, biorąc pod uwagę, że firmy z tej branży mają dość niską marżę. Te 2 proc. nieodzyskanych pieniędzy może powodować, że wcale nie będą mieć zysku – mówi Tomasz Starus. – W branży spożywczej udział trudnych długów wzrósł jeszcze bardziej. Do lutego utrzymywał się w granicach 2 proc., a obecnie to już 4,5 proc. To branża o bardzo dużych obrotach, więc ten odsetek przekłada się na duże pieniądze, które pewnie są już nie do odzyskania.
Nie przegap: Rowerowy rollercoaster. Nextbike tonie a sprzedaż gna jak szalona. Branża rowerowa w e-commerce notuje wzrosty
Ekspert Euler Hermes ocenia jednak, że żywność ma i będzie miała dobre perspektywy zbytu jako towar pierwszej potrzeby, a handel spożywczy generalnie radzi sobie na razie dość dobrze. Jednak nadchodzące miesiące przyniosą też nowe wyzwania, których wiele przedsiębiorstw może nie przetrwać, takie jak brexit, susza czy planowany podatek cukrowy – czytamy w serwisie Newseria.
Ryzykowne zmiany nawyków konsumentów
Analizy pokazują, że pandemia zmienia zwyczaje zakupowe Polaków, co w ocenie ekspertów zakończy widoczny w ostatnich latach trend związany z zakupami okazjonalnymi i emocjonalnymi. Ucierpi na tym sprzedaż elektroniki. Konsumenci mogą zrezygnować z zakupów sprzętu droższego, o lepszym wzornictwie, czy bardziej funkcjonalnego. To cena stanie się wyznacznikiem atrakcyjności oferty.
Już teraz widać znaczne spadki zainteresowania ofertą RTV/AGD mimo znacznych wzrostów w pierwszych tygodniach lockdownu. Te wywołane były bowiem koniecznością pracy i nauki zdalnej. Aktualnie jednak zarówno firmy, jak i konsumenci ograniczają zakupy, czekając na rozwój sytuacji. Według Euler Hermes ten sektor odnotował póki co dość umiarkowany spadek, który wyniósł 16,7% r/r., jednak wiele wskazuje na to, że załamanie i problemy z płynnością dopiero nadejdą.
Koniecznie przeczytaj: Jak koronawirus rozkręca rynek dropshippingu w Polsce
Po pandemii zostanie z nami również skłonność do zakupów w internecie, również w poszukiwaniu bardziej atrakcyjnych cen.
– Internetowy handel szczególnie dobrze radzi sobie w tych branżach, które już wcześniej odrobiły pracę domową, czyli np. w elektronice i AGD. Tam jest kilku mocnych graczy, którzy istnieją w internecie od dawna i ten czas był dla nich dodatkowym bodźcem, żeby jeszcze bardziej usprawnić e-handel. Oni zyskali, ponieważ nauczyli tę część społeczeństwa, która do tej pory pozostawała niechętna zakupom w internecie, że jest to łatwe i bezpieczne – mówi Tomasz Starus.
Branża meblarska i odzieżówka szorują po dnie
– Branża meblarska może uznać ten rok za stracony, ponieważ sprzedaż mieszkań spada i będzie spadać. Bezrobocie będzie rosnąć, koszt kredytów hipotecznych jest dużo wyższy i potrzebny jest większy wkład własny. Na razie więc ludzie nie będą kupować mebli, a przynajmniej nie w takiej skali jak wcześniej – ocenia Tomasz Starus. – Z kolei cała reszta konsumpcji, czyli m.in. odzież i obuwie, odnotowała totalną zapaść. W tej chwili trwa mozolne odbudowywanie, ale dopóki ludzie wciąż w większości siedzą w domach, to nie będą też zaopatrywać się w taką liczbę ubrań.
O branży odzieżowej pisaliśmy kilka dni temu. Jak wynika z najnowszych raportów sprzedaż ubrań przeniosła się do sieci, jednak znaczny wzrost zainteresowania zakupami w internecie nie wpłynął na wyrównanie przychodów tych firm. Straty odnotowują bowiem wszystkie sieciówki, co kończy się zamykaniem sklepów stacjonarnych. W przypadku Inditex – właściciela m.in. Zary – spółka zamyka aż 1200 placówek na całym świecie.
EC/MDK/Newseria