W ostatnim czasie ogromną popularnością cieszą się platformy handlowe, na których możemy dokonywać zakupów przeróżnych produktów praktycznie z całego świata. Kuszące niskimi cenami oferty powodują, iż w głowach wielu osób pojawia się także myśl o łatwym zarobku dzięki ich lokalnej odsprzedaży. W portalach ogłoszeniowych, czy serwisach aukcyjnych rośnie liczba ofert, bazujących na tych samych zdjęciach, z podobnymi opisami, jednak wyższą ceną. Zasadniczo na tym właśnie polega klasyczny handel – kup tanio, sprzedaj drogo – i nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Problem pojawia się jednak, gdy przyjrzymy się temu pod kątem prawnym…
Alle pokusa łatwego zysku
Coraz więcej osób próbuje swych sił w e-handlu. Nic dziwnego. Rynek ten rośnie w tempie dwucyfrowym i nic nie wskazuje na to, aby ta tendencja miała zmienić się w najbliższych latach. Znaczna część nowych – zwłaszcza niedoświadczonych jeszcze – osób, wykorzystuje popularne platformy handlowe, takie jak Amazon, Allegro, czy AliExpress w celu wyszukiwania ciekawych, produktów, a następnie wystawienia ich na innej platformie lub we własnym sklepie internetowym z wyższą ceną i liczy na szybki zarobek. Gdy trafi się klient – zamówią towar u sprzedawcy (nazwiemy go w dalszej części artykułu dostawcą), po czym wyślą do klienta, lub zlecą jego wysyłkę w modelu dropshipping – bezpośrednio do konsumenta od dostawcy.
Część z tych osób próbuje robić to także poprzez wyeliminowanie siebie jako sprzedawcy, świadcząc wyłącznie usługi pośrednictwa w obrocie towarowym. Ta forma działalności także nie jest niczym nowym, ani zabronionym o ile konsument wie, iż faktycznym sprzedawcą jest kto inny i to on odpowiada za rękojmię, czy zwroty. W przeciwnym wypadku będzie to uznane za pozorną sprzedaż i wiąże się – słusznie z resztą – z dotkliwymi karami od UOKiK. Z doświadczenia wiem jednak, że znakomita większość osób, oferujących pośrednictwo w handlu detalicznym, ukrywa informację o tym, że jest pośrednikiem z obawy o utratę „zysku” – klient może przecież dokonać zakupu bezpośrednio u właściciela produktu.
Obie formy działalności cieszą się zbliżonym zainteresowaniem adeptów przedsiębiorczości, obie jednak mają pewną wadę, jeśli zwrócimy uwagę przede wszystkim na aspekt prawa autorskiego. Pomijam już kwestię opisaną powyżej, czyli ewentualnych praktyk niedozwolonych – o tym pisaliśmy już bowiem wiele razy.
Zdjęcia podstawą sprzedaży w e-commerce
Nie zgodzić się z tym twierdzeniem, to jak uznać kurę za wysoce lotnego ptaka. W internecie kupujemy bowiem oczami. To dzięki barwnym, nierzadko mocno retuszowanym zdjęciom produktów, decydujemy się, wejść na stronę danego produktu. Gdy jeszcze dołożymy do tego doskonały kontent oraz niewyśrubowaną cenę, klikamy kup teraz oraz zapłać. Producenci robią wszystko, aby zdjęcia ich produktów wzbudzały rządzę posiadania i inspirowały nas konsumentów do emocjonalnych nierzadko zakupów.
Z tych samych zdjęć korzystają także hurtownie, dystrybutorzy, importerzy, czy sprzedawcy. W świecie e-commerce naturalnym zjawiskiem jest to, że wiele sklepów internetowych dysponuje tymi samymi zdjęciami – trudno, aby każdy sprzedawca posiadał autorskie zdjęcia wszystkich oferowanych przez siebie produktów. Rzecz w tym, że aby móc wykorzystać daną fotografię, czy ilustrację należy posiadać prawa do niej. Prawem takim może nas obdarować dostawca produktu – o ile sam posiada zgodę np. producenta (twórcy zdjęć) na przekazanie ich do dalszego udostępnienia. I w tym miejscu właśnie pojawiają się pewne „niedoskonałości” w oferowaniu produktów pochodzących z Amazon, AliExpress, Alibaby, Joom’a, czy każdej innej platformy.
Po siódme… Nie kradnij
Zwróćmy uwagę na to, że abyśmy mogli oferować klientom produkty, których w pocie czoła szukaliśmy na powyższych platformach, musimy mieć zgodę twórców na wykorzystanie ich zdjęć. Bez znaczenia jest to, czy robimy zrzut ekranu, wycinek, czy dodatkowo edytujemy zdjęcie pobrane z internetu. Dopóki nie mamy do niego praw, nie możemy go użyć. Rodzi to konsekwencje prawne, o których większość osób praktykujących tego typu działalność, zapewne nie myśli przed jej rozpoczęciem. Oczywiście istnieje możliwość każdorazowego zapytania sprzedawcy np. z Aliexpress o możliwość wykorzystania zdjęć produktów, jednak w wielu przypadkach może okazać się, że takowego nie otrzymamy. Bądź też na odpowiedź czekać będziemy tyle samo, co na dostawę danego produktu drogą morską…
Tego samego dotyczy „zbyt długi cytat”. Wiele osób kopiujących treści z internetu – w różnych celach – posługuje się pojęciem cytatu podczas pisania prac, artykułów, a także opisów produktów. I tak, jak dobrze przygotowany sprzedawca internetowy zdaje sobie sprawę z mocy content marketingu, co nie pozwoli mu na użycie tych samych opisów produktów co konkurencja, tak wielu świeżo upieczonych przedsiębiorców, może ten błąd stosować. Pomijam już sam double content i jego wpływ na pozycje w wyszukiwarkach. Zwracam jednak uwagę na to, iż kopiowanie opisów produktów od innego sprzedawcy, czy producenta bez jego zgody także jest zabronione.
Więcej o prawie autorskim dowiesz się tutaj