Przedsiębiorcy oczekujący na dalsze rządowe tarcze mogą o nich zapomnieć. Minister Jadwiga Emilewicz wielokrotnie podkreślała „koniec tarcz, czas na miecze”. Wczorajsze wystąpienie wicepremier tylko to potwierdziło.
Wraz z wprowadzeniem w Polsce lockdownu, rząd stawał na głowie, aby uporać się zarówno z samą sytuacją epidemiczną, jak i gospodarczymi jej skutkami. Pośpiesznie opracowywano programy pomocowe potocznie zwane „tarczą antykryzysową”. Dla przedsiębiorców wprowadzono m.in. zwolnienie ze składek ZUS, świadczenia postojowe, dotacje na kapitał obrotowy, czy pożyczki płynnościowe.
W miarę upływu czasu każda z nich wygasała, a rząd wyszedł z założenia, że przedsiębiorcy kryzys przetrwali i można rozpoczynać „nową epokę”. Epokę mieczy.
Co prawda wielu przedsiębiorców, zwłaszcza z szeroko rozumianej branży turystycznej wciąż nie jest w stanie prowadzić działalności na skalę zbliżoną do tej sprzed pandemii. Dlatego też od miesięcy postulowali o objęcie ich dodatkowym wsparciem. Rząd – częściowo – wysłuchał ich postulatów i od dwóch dni działa tzw. tarcza turystyczna. Jednak – co wczoraj podkreśliła minister Jadwiga Emilewicz – jest to ostatnia z tarcz, którą wprowadzono.
– Nie mamy lockdownu, nie mamy żadnego sektora, który dziś jest wyłączony w trybie ustawowym czy też dlatego, że w innych państwach został on zamknięty. Nie planujemy przedłużenia tych instrumentów, które działały w kwietniu, maju i czerwcu – mówiła Jadwiga Emilewicz podczas konferencji prasowej na ImpactCEE.
Wicepremier dodała także, że rząd pracuje aktualnie nad instrumentami, które uruchomią środki płynnościowe za pomocą zamówień publicznych oraz funduszy inwestycyjnych. Emilewicz wspomniała także o przygotowywanych dla przedsiębiorców ulgach podatkowych, które mają „uruchomić oszczędności przedsiębiorców”.