Wszystko wskazuje na to, że Polsce nie uda się osiągnąć 15-proc. udziału OZE w ogólnym bilansie energetycznym, jakiego oczekiwała od naszego kraju Unia Europejska na koniec 2020 r. Bezpośrednią przyczyną takiego stanu rzeczy bynajmniej nie jest COVID-19, a słabsze, niż przewidywano, tempo inwestycji w OZE. Czy Polskę czekają dotkliwe kary oraz dalsze drenowanie finansów publicznych zmagających się z ogromną dziurą budżetową?
Krajowe inwestycje w OZE wobec limitów narzuconych przez UE – o co w ogóle chodzi?
W ramach planu realizacji wspólnego unijnego celu w zakresie udziału OZE w zużyciu energii brutto, Polska zobligowana została do osiągnięcia pułapu produkcji zielonej energii na poziomie 21 proc. do roku 2030. Cały proces podzielony został na kilka tzw. etapów dojścia, z których pierwszy kończy się wraz z 2020 r. i wiąże się dla naszego kraju z koniecznością osiągnięcia progu 15-proc. udziału OZE w bilansie energetycznym.
Wytyczne te są elementem polityki proekologicznej UE, mającej na celu m. in. ograniczenie emisji do atmosfery szkodliwych substancji, w tym dwutlenku węgla, potęgującego efekt cieplarniany. Rezultatem ustalonych przez Unię Europejską wskaźników, jest rozwijanie i wdrażanie przez poszczególne kraje członkowskie – technologii ukierunkowanych na ograniczenie wytwarzania energii na bazie paliw kopalnych. W Polsce od jakiegoś czasu można zaobserwować wzmożoną aktywność inwestycyjną w obszarze fotowoltaiki, elektrowni wiatrowych czy technologii opartych na pompach ciepła.
OZE w Polsce – w jakim jesteśmy miejscu?
Ostatnie informacje, jakie opublikowane zostały przez EUROSTAT (z dnia 23.01.2020 r.), dotyczą danych za rok 2018, według których Polska miała deficyt ok. 3,7 proc. do wymaganego 15-proc. udziału OZE. Analitycy jasno wskazują, że wobec powyższego, trudno o optymizm i ponad wszelką wątpliwość – Polsce nie uda się zrealizować celu. Marnym pocieszeniem może być fakt, iż nasz kraj nie jest jedynym członkiem UE, który będzie miał problem, aby sprostać ambitnym limitom produkcyjnym w obszarze Odnawialnych Źródeł Energii. Największe braki do indywidualnych założeń na rok 2020 mają ponadto: Holandia (ok. 6,6 proc. poniżej celu), Francja (6,4 proc.) czy Słowenia (3,9 proc.).
Na przeciwnym biegunie znajdują się takie państwa jak np. Szwecja, Dania, Finlandia, Litwa, Chorwacja albo Estonia, które już dawno osiągnęły target OZE na 2020 r. Co ciekawe, Szwecja ma najwyższy poziom zobowiązania – na poziomie 49 proc., a zgodnie z podanymi do opinii publicznej danymi – już na koniec 2018 r. osiągnęła pułap 54,6 proc.
Jak COVID-19 wpływa na branżę OZE?
Nie bez wpływu na OZE w Polsce ma sytuacja epidemiologiczna. Co prawda, nawet brak koronawirusa nie spowodowałby osiągnięcia przez nas wymaganego udziału OZE w ogólnym bilansie energetycznym, ale na pewno Sars-CoV-2 dodatkowo wyhamował dynamikę postępu w tym zakresie. Pandemia przerwała liczne łańcuchy dostaw oraz znacząco ograniczyła możliwości finansowe inwestorów i przekierowała priorytety. Branżowi eksperci z BNEF (Bloomberg New Energy Finance) oszacowali niedawno, że sam sektor inwestycji fotowoltaicznych spowolniony zostanie przez skutki COVID-19 o ok. 16 proc. w stosunku do ubiegłego roku.
Czy Polskę czekają sankcje za niewypełnienie unijnych wytycznych w zakresie OZE?
Trudno na razie przewidzieć ewentualne konsekwencje dla Polski z racji nie zrealizowania założonego planu dla OZE na rok 2020. Wiele zależeć będzie od kroków wyprzedzających ze strony rządu, skutecznego lobbingu i przekonania Komisji Europejskiej, że globalne cele nie są zagrożone. Być może jednak koronawirus stanie się okolicznością łagodzącą i spowoduje złagodzenie ewentualnych sankcji, jakie mogłyby dosięgnąć Polskę. Jednym ze sposobów na poradzenie sobie z deficytem w zakresie realizacji planu OZE do końca bieżącego roku, mogą stać się tzw. transfery statystyczne zielonej energii. Proces ten polega na porozumieniu pomiędzy państwami z nadwyżkami w stosunku do celów a krajami, które nie osiągnęły wymaganych progów dla OZE. Przykładem może być kooperacja w tym względzie Holandii z Danią oraz Luksemburga z Litwą. Skandynawski kraj i nasz sąsiad zza wschodniej granicy – zarobią olbrzymie pieniądze na „wirtualnej” odsprzedaży części wypracowywanych przez siebie nadwyżek zielonej energii.
Jakiś czas temu, głos w sprawie potencjalnych kar i kosztów, z jakimi mógłby zmagać się nasz rodzimy budżet – zabrała Najwyższa Izba Kontroli, która zbadała sprawę. Jeżeli wyliczenia NIK-u okazałyby się prawdziwe, a Polska nie mogłaby liczyć na żadną taryfę ulgową ze strony UE, to budżet może czekać wydatek rzędu nawet 8 mld. złotych.